Spadł mi telefon. Zbił się wyświetlacz. Nic nie działa. Ot, historia jakich wiele. Na forach internetowych pełno porad, co z tym faktem zrobić. Więc dlaczego o tym piszę? Piszę, bo przez te kilka dni, kiedy to nie miałam „kontaktu ze światem”, nauczyłam się wiele o sobie i zupełnie przy okazji o moim własnym nadużywaniu internetu i dążeniu do bycia „ciągle na bieżąco”. Ale po kolei.
Historia pewnego upadku
Trrrach. Upadł. Nie da się poskładać. Nie działa. Ekran nie reaguje. Druga połowa wspaniałomyślnie postanowiła wyłączyć telefon – już wiem, że będzie afera – bo niby jak teraz mam podpiąć MÓJ telefon do komputera i kliknąć zgodę na transfer danych? No jak, skoro nie działa panel sterowania telefonem? Jak?! Tragedia.
Krok pierwszy: Myślę gorączkowo: jutro podjadę i wymienię wyświetlacz. A nie, nie wymienię. Niedziela niehandlowa – super. Analizuję w myślach ilość ważnych danych w telefonie – sporo. Jedyne słowa i myśli, które mam w głowie nie nadają się do publikacji. Druga połowa nie pomaga kiwając z dezaprobatą głową: „no jak to spadł Ci telefon”. No właśnie – sama siebie pytam: „jak?, no jak?!” Po prostu… spadł.
Krok drugi: odzyskać kontakt. Działam. Postanawiam poszukać starego, (niewidzianego od dobrych kilku lat, więc naprawdę starego) telefonu. Ale oto chwila refleksji – przecież jest noc. Jak znaleźć telefon nie budząc domowników? Nie ma opcji. Z żalem(?) odpuszczam temat. Po kilku minutach (no dobra, kilkudziesięciu) udaję się do spania. Trochę dziwnie tak zasypiać bez najnowszych „wieści” z Messengera, Facebooka i innych takich. Ale o dziwo, udało się. Od dawna zresztą nie spałam tak dobrze.
Dzień drugi: znalazłam telefon. Baaaardzo stary, ale jest. Włączam. Cisza. Co jest grane? Popsuty? A nie, nie ma internetu, transferu danych, komunikatorów etc. Aha. Napędzana przyzwyczajeniem, co jakiś czas podchodzę do niego i spoglądam w stary, wysłużony ekran. Nic. Dziwne uczucie. Tym dziwniej czuje się wieczorem, gdy po intensywnym dniu miałam w zwyczaju zerknąć a to na pocztę, a to na what’s-upa, a to facebook’a. Żadna z tych rzeczy nie działa. Mam zatem czas. Tylko na co?
Co robić? Co robić na detoksie?
Olśnienie: milion lat temu chciałam przesegregować album z rodzinnymi zdjęciami, wybrać brakujące, poukładać te co są. Zatem działam. Lawina wspomnień z każdego z tych „mało-medialnych” wydarzeń rusza. Płaczę ze śmiechu i wzruszenia widząc, o jak wielu rzeczach zdążyłam pozornie zapomnieć, a niektóre wręcz wyrzucić z pamięci. Przez głowę przemyka mi myśl, że to dobrze, że telefon spadł. Inaczej nigdy nie znalazłabym czasu na to, co tu i teraz, ale też to, co było kiedyś (a nadal ważne).
Druga myśl – masakra, czy jestem uzależniona? W głowie już kiełkuje odpowiedź. Twierdząca – nie inaczej. Ale zaraz pojawia się i druga – no dobra, uzależniona od internetu, czy od bycia „na bieżąco” z tym, co się we współczesnym świecie (czy to istotne, czy wirtualnym? haha) dzieje? Na to pytanie jeszcze nie znam odpowiedzi. Zatem czytam (w książkach, a nie przeglądarce!) o symptomach uzależnień behawioralnych. Lista całkiem spora. Przytoczę tylko kilka.
Symptomy uzależnień behawioralnych:
Do kryteriów służących do opisu i diagnozy uzależnień behawioralnych należą (za: Rowicka, 2015):
- zaabsorbowanie – kiedy jedna czynność zaczyna dominować nad pozostałymi, staje sie naważniejsza, centralna w naszym życiu;
- modyfikacja nastroju – gdy dana czynność podnosi nam nastrój, pozwala zapomnieć o kłopotach;
- tolerancja – gdy potrzebujemy coraz większej ilości określonych zachowań, aby osiągnąć cel / ten sam poziom gratyfikacji;
- symptomy odstawienne – gdy odczuwamy emocje negatywne, ale również objawy fizjologiczne takie jak np. drżenie rąk, które pojawiają się w sytuacji braku możliwości albo wystąpienia utrudnień związanych z wykonywaniem danej czynności;
- konflikt – czyli po prostu rozdźwięk na trzech poziomach: osoba – otoczenie (np. mamy coraz mniej czasu dla rodziny i bliskich), osoba – inna aktywność (np. odkładamy rzeczy związane z pracą, czy nauką na później na korzyść korzystania z internetu), konflikt wewnętrzny (przeżywamy negatywne emocje wskutek podejmowania się nadal danej czynności, mamy poczucie utraty kontroli nad własnym zachowaniem);
- nawroty – czyli tendencja do powielania wzorców zachowań po okresie abstynencji (pełnej lub częściowej)
Uff. Nie wszystko się zgadza. Jeszcze. Ale zbliżam się do granicy. A myślałam, że mnie to nie dotyczy. Taki sam początek, środek i tylko nadzieja, że zakończenie będzie inne. W takim razie zobaczmy, jak to działa. Czytam dalej.
Etapy rozwoju uzależnienia: (za: Ogonowska, 2014)
ETAP I – EKSPLORACJA
- na początku poznajemy i uczymy się nowego zachowania
- z czasem wykonujemy je coraz częściej w celu osiągnięcia określonego rezultatu (np. zredukowania stresu, napięcia)
- efektem naszego zachowania jest pojawienie się pozytywnych emocji, zaciekawienia oraz chęci dalszego wykonywania tej czynności;
ETAP II – SPECJALIZACJA
- coraz częściej dane zachowanie pojawia się przy różnych „okazjach” w naszym życiu
- skutkiem jego coraz częstszego wykonywania jest wzrost wartości tej czynności -> powoli staje się ona punktem centralnym naszej codzienności;
ETAP III – DOMINACJA
- zachowanie nałogowe staje się głównym celem i wartością w życiu kosztem innych zachowań, wartości i celów
- efekt to ograniczenie pozostałych aktywności w naszym życiu na rzecz nałogu, ale też spadek samopoczucia, formy, jak również coraz większa tolerancja na zachowania nałogowe;
ETAP IV – UŻYWANIE PROBLEMOWE
- to etap, w którym aby uciec od codziennych problemów i trudności, a wręcz zagłuszyć je, coraz częściej sięgamy po „znane”, ale destrukcyjne zachowanie
- wtedy też pojawia się poczucie wyczerpania własnych możliwości radzenia sobie z nałogiem, lęk, wzrost ilości problemów, objawy abstynencyjne;
ETAP V – KRYZYS, PRÓBY WYJŚCIA
- to czas, kiedy zauważamy swój problem, ale również zaczyna dostrzegać go otoczenie
- pod wpływem impulsów płynących z wewnątrz, bądź też presji otoczenia podejmujemy próbę zerwania z nałogiem -> może pojawić się zmęczenie, wyczerpanie, lęk, ale i satysfakcja z powodu abstynencji.
Zatrzymałam się na etapie drugim. Chyba. Będę się temu jednak uważnie przyglądać. Muszę. Pomyślałam, że gdyby nie „przypadek-upadek”, za jakiś czas mogłabym być w znacznie gorszym miejscu. Ale no właśnie: jak zorientować się, że nas samych / męża / żonę / partnera / partnerkę / dzieci temat uzależnienia od korzystania z sieci – czy to w formie gier, portali społecznościowych, czy innej może dotyczyć? Gdzie przebiega granica pomiędzy uzależnieniem, a używaniem internetu?
Różnicowanie – kiedy rozpoznać uzależnienie
Sprawa różnicowania – jak to zwykle w diagnostyce bywa – nie jest prosta. Możemy jednak założyć, że jeżeli w ramach korzystania z mediów, w tym internetu, nie obserwujemy u danej osoby upośledzenia codziennego, normalnego funkcjonowania, możemy mówić o zwykłym użytkowaniu mediów. Należy jednak zachować ostrożność, gdyż wiele osób uzależnionych potrafi miesiącami i latami ukrywać swój nałóg przed otoczeniem zachowując pozory normalnego funkcjonowania.
Co zatem powinno nas zaniepokoić?
Możemy mówić o nadużywaniu mediów, jeżeli zauważymy, iż bliska nam osoba (zwłaszcza dziecko, nastolatek): traci kontrolę nad swoim zachowaniem, nie potrafi zaprzestać wykonywania danej czynności, łamie dane obietnice związane z ograniczeniem korzystania z sieci, kłamie na temat ilości spędzanego przed komputerem czasu, zaczyna zaniedbywać siebie, obowiązki szkolne i domowe, niedosypia, jest pobudzone, reaguje rozdrażnieniem, złością, czy wręcz agresją na zewnętrzne próby ograniczenia problemowego zachowania, a niekiedy wręcz szantażuje otoczenie zrobieniem sobie krzywdy w sytuacji braku dostępu np. do komputera / telefonu. Co możemy wtedy zrobić?
Jak pomóc sobie i innym w walce z uzależnieniem
W przypadku uzależnienia od internetu raczej nie obowiązuje zasada zero-jedynkowa, tzn. nie odcinamy całkowicie dziecka / nastolatka od możliwości korzystania z sieci, lecz staramy się nauczyć go nowych, bardziej adaptacyjnych i „uśrednionych” zasad korzystania z mediów, starając się jednocześnie ograniczyć liczbę sytuacji, w których może ono chcieć uciec przed problemami w wirtualną rzeczywistość (Ogonowska, 2014). Oczywiście zasada ta nie dotyczy przypadków skrajnego nadużywania sieci, kiedy to konieczne staje się zastosowanie bardziej radykalnych środków (całkowita abstynencja, terapia) i – umówmy się – nie jest wcale tak prosta do zrealizowania.
Dlatego jeżeli nie jesteśmy pewni i nie potrafimy rozgraniczyć, czy problem uzależnienia dotyczy nas, naszych dzieci, czy innych bliskich, warto skorzystać z profesjonalnej pomocy diagnostycznej i terapeutycznej.
A tymczasem u mnie – czyli o sposobach radzenia sobie z zespołem odstawiennym
Mija kilka podobnych dni. Uczę się życia. Życia tym, co jest. Nie tym, co wyobrażone, wirtualne, w sieci. Żyję. Mam dużo czasu na zaległe sprawy. Mam dużo czasu dla bliskich. Tęsknię czasami za „kontaktem ze światem”, ale też już wiem, jak bardzo ten „kontakt” bywa nie tyle realny, co wyobrażony. Jednak wolę realność. Ze wszystkimi ograniczeniami, ale i możliwościami, które niesie.
Ewa Żak-Trochim
psycholog i psychoterapeuta
Mozaika – psychoterapia, diagnoza, rozwój
Literatura cytowana:
Ogonowska, A. (2014). Uzależnienia medialne, czyli o patologicznym wykorzystaniu mediów. Kraków: Wydawnictwo Edukacyjne.
Rowicka, M. (2015). Uzależnienia behawioralne. Profilaktyka i terapia. Krajowe Biuro do spraw Przeciwdziałania Narkomanii, Fundacja Praesterno.